Puszki z napojami gazowanym, woda mineralna i kokosy, krople wody spływają po nich, jeszcze zimne, skrapla się wilgotne powietrze. Lodówki brak, za to styropianowy kontener, służy również jako lada do prezentacji asortymentu. Obserwują go bacznie lokalne makaki, czekają na chwilę nieuwagi sprzedawcy.
Leży w cieniu pod daszkiem, spory brzuszek na wierzchu bo gorąco, zerka kontem oka na pięć kolorowych puszek coca coli, sprita i spoconego kokosa, wyjętych ze styropianowej lodówki. Zerka to na asortyment, to na serfujących turystów w oddali, muzę puszcza to fajną to beznadziejną na przemian. Nie chce mu się ich odganiać choć widzi że się czają, jeszcze nie teraz, dopiero jak podejdą bliżej.
Szeroka deska trochę jak tratwa, stać na niej można łatwo bez fal nawet, ale skręcać to nie chce. Początkujący pływają po linii prostej, ich serfowanie na tym etapie i sprzęcie trwa w porywach do dwóch sekund. I tak widać zadowolenie, chyba są z siebie dumni że w ogóle spróbowali. Fale nadające się do serfowania są jakieś 100m od plaży, trzeba odwagi żeby tam dotrzeć.
Z dużego figowca na dach, i ukradkiem po bambusowym filarze, plan był niezły ale zbyt przewidywalny, lokalni zbyt dobrze znają te ich numery, nie nabierają się na tak proste zagrania. Zauważył chociaż wyglądał jakby spał, zerwał się szybko chociaż wygląda na powolnego z tym brzuchem.
Życie jak w Madrycie, małpy, cień z dużych figowców i falistej blachy, leżanki bambusowe, szum fal, białe półnagie turystki które można naciągać na zakup kokosa w ekstra cenie. Dzień jak co dzień na Thomas beach, ten uczy się serfowania, ci przypalili się i wyglądają jak raki, a tamci leżą na leżaku pod parasolem. Pogoda na Nusa Dua raczej dopisuje niezależnie od sezonu, słońce potrafi tu ładnie dopiec, ale na tej plaży jest sporo zacienionych miejsc. Jest zielono, kilka dużych figowców. Drewniana stara zabudowa i ładne bardziej nowoczesne knajpy. Dużo młodych ludzi fajnie podkręca atmosferę.
Woda potrafi być tu krystalicznie przejrzysta ale tym razem jest zamulona, przypływ wyrzucił sporo brudów na ładny czysty biały piasek. Kolor seledynowy i niebieski, ze schodków z góry wygląda bardzo zachęcająco, na dole nie jest gorzej. Małpy i stara zabudowa nadaje klimat wraz z tymi mikro straganikami z pięcioma puszkami i głównym celem makaków – kokosem. Nieudolne próby kradzieży są fajne dla obserwujących, ale właściciel wygląda na wkurzonego, chyba już go to nie bawi. Piasek biały, drobny, plaża długa na pół kilometra, jest wystarczająco dużo miejsca żeby się nie tłoczyć na sobie, mieć trochę prywatności. Zielone drzewa niezbyt daleko od linii wody, 10 metrów głębokości plaży, w wodzie też głęboko już po kilkunastu krokach kryje. Fajne miejsce do pływania, fale nie zabijają już od pierwszego kontaktu dopiero po którymś razie. To zachodnia część Nusy Dua, słabo, ale widać po prawej Kutę, Canggu, dalej zachodnią część Bali i tamtejsze pasmo gór. Widać też odlatujących turystów, samoloty z lotniska przed Kutą startują co kilkanaście minut, te przylatujące podchodzą od drugiej strony przesmyku i nie są stąd widoczne.
Dróżka do plaży – wąska betonowa ścieżka, osiągalna co najwyżej skuterem, na końcu mały parking fatalny bo nierówny, kamienisty. Dalej schodki w dół, bezpieczne ale męczące zejście z klifu pięćdziesięcio-metrowego. Plaża znajduje się w części turystycznej Nusy, niedaleko od głównej drogi na której jest dużo ładnych restauracji, hotele, homstaye, bungalowy. Zaplecze turystyczne całkiem bogate, sporo turystów na plaży ale też w lokalnych kawiarniach, knajpach i na ulicach.