Dym widoczny z daleka nad palmami kokosowymi, szare niebo, słońce przez chmury przypomina bardziej księżyc. Nieduży czarny klif i piaszczysta plaża to dobre miejsce na desant. Łodzie orków przypłynęły prawdopodobnie kilka dni wcześniej, zdążyli już rozbić obóz tuż przy oceanie, wśród wysokich palm kokosowych mieli dobre warunki na budowę tymczasowej osady.
Szpiczaste bambusowe konstrukcje przykryte słomianymi dachami, ściany bambusowe i naturalne materiały. Wśród palm kokosowych jest cień, wybrali świetne miejsce na osadę.
Lokalna ludność jakby nigdy nic siedzi na plaży, czemu się nie bronią? Z bliższej odległości widać więcej szczegółów, widać jak grają w piłkę wśród tych bambusowych konstrukcji, kilku serfuje na falach przy brzegu. Zachowują się zupełnie normalnie, coś pichcą na ogniu.
Wydaje się że nie jest niebezpiecznie, kiwają głowami w geście powitalnym, mówią trochę po angielsku, młodsi uśmiechają się. Oni tu mieszkają.
Jasri po stronie zachodniej wygląda jak z nieco mrocznej bajki lub Warcrafta. Miejsce o pobudzającej wyobraźnię nazwie “fabryka czekolady”, stare bungalowy ze słomianymi dachami, palmy kokosowe wystające w stronę oceanu nad czarną plażą. Przy zachmurzonym niebie wygląda to dość mrocznie, zaskakująco dobrze – jak skansen, zaginione miasto lub stara osada. Krowy tuż przy klifie, lokalni surferzy blisko brzegu, po szkole wyszli poćwiczyć. Dużo łodzi rybackich lokalnych. W tych okolicznościach przyrody są też wille, dość ekskluzywne, stare, często drewniane, z dużą przestrzenią wokół, wyglądają jak opuszczone. część taka jest, a inne czasami mają gości, niewielu. Ta część wybrzeża jest specyficzna, prawdziwa, szorstka, z czarnym piaskiem na plaży i opuszczonymi willami.
Można dostać się tu z plaży Jasri, trzeba tylko konsekwentnie minąć wszystkie zniechęcające do dalszej drogi znaki, puste kamienne wybrzeże, kończąca się ślepa uliczka, śmieci wyrzucone na czarny piasek. Można wrócić do drogi i skręcić w stronę Virgin Beach, pierwsza piaszczysta droga za stacją paliw, oznakowanie ledwo widoczne na starej desce przypominającej kształtem tą do serfowania ale w wersji mini.
Piaszczysta droga prowadzi przez malownicze pola ryżowe, dalej las palm kokosowych. Jest jeszcze trzecia opcja, dalej na zachód skręt w asfaltową drogę, również przez pola ryżowe. W tym wariancie najprzyjemniejszym do jazdy, z malowniczymi widokami ale bez piaskowej plaży na końcu. Teoretycznie można dotrzeć brzegiem do dwóch wcześniejszych ale mur od obiektu z bungalowami do wynajęcia to skutecznie utrudnia.
Warto tu zajechać np. po Tirta Gangga, miejsce jest specyficzne, wyjątkowe ale nie urocze, raczej mroczne. Słomiane dachy, palmy kokosowe, konstrukcje z bambusów, drewniane stare wille, krowy pasące się w niektórych miejscówkach tuż przy czarnej jak smoła plaży z widokiem na ocean. Orków nie ma ale reszta pasuje do obrazów z Warcrafta.