Z każdym kolejnym zakrętem czuć spadek temperatury, jest coraz wyżej. Paprocie, palmy, bananowce i bambusowe gaje, wszędzie bujna roślinność. Droga z Padang Bai na wybrzeżu zajęłaby jakieś 40 minut, z Manggis pół godziny, nam z Selat leżące bardziej w centrum wyspy zajęła tylko kwadrans. Ostatni odcinek – kręta wąska dróżka tym razem w dół – wiedzie przez małe wioski i dżunglę. Widok na wąwóz robi wrażenie, wygląda jak dzika dżungla, na drugim końcu widać góry – mają około 700m n.p.m., nie zakrywają całego Agunga, tylko dolne partie tego wulkanu.

Kolejne zakręty i kolejne piękne widoki, paprocie na stromym zboczu przy drodze i przestrzeń po jej drugiej stronie. Na odległym horyzoncie można dostrzec Lombok i Penidę, bliżej widać dolinę ciągnącą się do samego wybrzeża, stąd wygląda jak permanentna dżungla. Widok w stronę Manggis jest chyba nawet lepszy niż ten poprzedni.

Trzy twarze i jedna głowa – Brahma na wzniesieniu ale i bez niego jest bardzo duży, wyróżnia się, złoty kolor nie pasuje do tego dzikiego, zielonego miejsca. Zakryty przez strome zbocze i roślinność, schody w górę do posągu, obok mały ołtarz i ładny zapach przed chwilą zapalonego kadzidła… jeszcze kilka kropli wody świętej. Szczupły, wręcz chudy, starszy hindus uśmiecha się przyjaźnie wkładając trzcinowe kropidło do torby, chyba tu mieszka, jest tu za każdym razem. W sarongu i obwiązanej udeng’iem głowie wygląda jak zatroskany mnich z tymi zmarszczkami na twarzy. Ofiara pod pomnikiem Brahmy i druga przy murowanym kontenerze – pewnie to zbiornik wody a takie są czczone (…)

Wodospady są oddalone od typowych miejsc turystycznych, jakieś 6 km jazdy z wybrzeża od strony Manggis, z Padang Bai około 7km. Obie drogi są malownicze i przejażdżka nimi to przyjemność sama w sobie. Dobrym pomysłem jest przyjazd drogą z Padang Bai i powrót inną trasą prowadzącą do Mangis. Wodospady są permanentne, warto je odwiedzić nawet w porze suchej mimo że wówczas są mniejsze. Dojazd nie jest trudny, asfalt dobrej jakości, strome podjazdy i zjazdy sprawiają że nie jest nudno, a widoki skłaniają do częstych przystanków.

(…) po złożeniu ofiary wraca bez pośpiechu do swojej bambusowej wiaty tuż przy wejściu na wodospady. Ten niemal “mnich” to opiekun i strażnik, przygotował dla odwiedzających pleksową skrzyneczkę na datki i księgę gości. Bez znaczenia czy to na serio czy tylko pozory – dzięki niemu jest fajny klimat już na wstępie.

Schody betonowe, porośnięte mchem, ścieżka prowadzi w dół wśród soczystej zieleni, słychać już szum wody. Piękna mała kapliczka, za nią w oddali widać wodospad. Dalej – po drodze do niego – jest sztuczny zbiornik z kilkoma strumieniami wody – to miejsce ceremonialnych kąpieli.

Wąski, ale bardzo wysoki i głośny wodospad, jakieś 70 metrów nadaje wodzie pęd. Słychać nieprzerwany grzmot wody wpadającej w skalną wnękę. Wejście pod hałasujący strumień wymaga odwagi i pobudza emocje. Nie da się tu pływać jest zbyt mało wody, zbyt płytko, skalna wnęka ma jakieś 8 metrów szerokości, działa jak pudło rezonansowe potęgując szum. Woda płynie dalej tworząc wąski potok i sącząc się między głazami. Drewniana drabinka umożliwia wejście do skalnej wnęki, bez niej było by ciężko przejść przez duże śliskie skały. Tuż pod nimi jest bambusowa kładka prowadząca donikąd, daje za to dobry punkt widokowy bezpośrednio pod wodospadem.

Wodospad Jagasatru robi wrażenie choć nie jest wielki, kąpiel pod nim pozostaje w pamięci mimo że nie ma jak pływać. Ciężar spadającej wody i huk pobudzają i podnoszą poziom adrenaliny. Miejsce jak na wodospad dość łatwo dostępne, mimo to nie jest zadeptane przez tłumy, pozwala na wyciszenie się wśród przyrody.

By K&P

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *