Nyang Nyang beach, Nusa Dua, Bali

Szorstka kamienna nawierzchnia drogi wykutej w skale zapewnia dobrą przyczepność. To pomaga na stromych ostrych zakrętach, na nich najłatwiej o poślizg. Można było zostawić skuter na górnym parkingu i zejść pieszo, było przecież widać co się szykuje. Kusiło aby zjechać na sam dół, nie iść pieszo po tym stromym zbocz. Teraz trzeba jechać dalej nie ma miejsca na zawrócenie, ciężko nawet zatrzymać się żeby popatrzeć z góry na plażę i ocean.

Kilka zakrętów o 180 stopni, widmo upadku na stromym zboczu przyśpieszające bicie serca i już jest się na dolnym parkingu jakieś 100 metrów niżej. Jest tu sporo skuterów, najwyraźniej większości nie chciało się iść pieszo. Przyjemny cień po skwarze na zjeździe kończy się równo z końcem parkingu, kilka schodków, dalej jest już tylko biały piasek w pełnym słońcu. Zimne piwo w cieniu z widokiem na ocean wydaje się niezłym pomysłem – bar po lewej wygląda dobrze ale seledynowa woda i śnieżnobiały piasek wabi nieświadomych przyjezdnych.

Jakieś 200 metrów dalej wspomnienie zacienionego miejsca i zimnego piwa powoduje wątpliwości i mały mętlik w głowie. To nawet nie jest połowa, biały piasek ciągnie się daleko i kończy na przeciwległym klifie. Żar leje się z nieba, plaża wygląda świetnie ale nie daje szans na przeżycie w pełnym słońcu. Jedyna roślinność dająca pozory ciernia to niskie rośliny oddzielające plażę od dalszych trawiastych pastwisk i klifu. Pandan rosną maksymalnie na 2 metry wysokości, mają długie wąskie liście z kolcami na ich krawędziach.

Stroma droga, biała plaża i spore fale w oddali przyciągają surferów i młodych ludzi szukających wrażeń. Trzeba mieć nie najgorszą kondycję i spory zapas entuzjazmu aby tu dotrzeć i przetrwać dzień. Ci z deskami uderzają od razu do wody, pozostali pod ścianę pandan szukając cienia.

Typ urody wskazuje na dwóch Europejczyków i dwóch Azjatów, widać że mają ambitny plan zacienienia fragmentu plaży na którym odpoczywają ich dziewczyny. Opalanie trwało niecały kwadrans, w tym słońcu to i tak długo. Trudno powiedzieć kto wpadł na ten desperacki pomysł, suche krzywe kije wyglądają fajnie ale nie chcą stabilnie stać wkopane w białym piasku. Ręczniki na nich zawieszone dają zadziwiająco mało cienia i szokująco dużo radości. Jak na trzydziestkę mają wyjątkowo małe doświadczenie w konstrukcjach plażowych. Różne pochodzenie i różne technologie budowlane dały nietypowy efekt. To była świetna praca zespołowa, ale efekt slaby, więcej śmiechu niż pożytku. Skrawek cienia który desperacko wytworzyli w pocie czoła jest wystarczający dla szczupłych dziewczyn leżących prawie na sobie.

Nyang Nyang to piękna, mało zagospodarowana plaża bez cienia szansy na nudę. Można tu spędzić miło czas obserwując młodych wesołych ludzi i ich desperackie próby schowania się przed słońcem, o ile samemu znajdzie się miejsce pod pandanowymi liśćmi.

Ocean przy plaży jest płytki, na tej głębokości rafa koralowa świetnie widoczna ale niezbyt widowiskowa. Nie jest to wymarzone miejsce do pływania, chyba że daleko od plaży, minimum 50 metrów od brzegu. Woda ma piękny seledynowy kolor, na horyzoncie widać surferów jak to oni większość czasu siedzą na desce gapiąc się w dal i tylko czasami serfują jak akurat podejdzie im fala. Dzięki nim plaża ma fajny klimat, naturalny, taki bez hoteli, bez zaplecza gastro i bez cienia.

By K&P

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *