Stroma, skalista mała wysepka, ledwo widoczne drewniane schodki prowadzące do świątyni na szczycie. W zatoce obok niej dużo lokalnych, ładnych, niedużych łodzi z bambusowymi pływakami po obu stronach, zamocowanymi na zagiętych, drewnianych wysięgnikach, z oddali przypominających wodne pająki. Dalej widok na Nuse Ceningan i częściowo być może kolejną wyspę, Lembongan ale z odległości kilometra zlały się w jedną. Crystal Bay jest dość popularna, łatwo dostępna, zwyczajna, komercyjna, mimo ciekawych widoków trochę nudna.

Piasek biały ale nie powala, dużo leżaków i parasoli, drinki, wieczorem ładne światełka na plaży. Tu można wygodnie spędzić dzień leżakując i popijając drinki alkoholowe, owocowe, bez niepotrzebnych emocji. Standardowy chill dostępny z dojazdem praktycznie pod sam leżak, autem lub skuterem. Od centrum Penidy, tego przy głównym porcie na północy i dalej nieco na wschód, tego gdzie najwięcej restauracji, hoteli i sklepów to około 40 minut jazdy.
Plaża może się podobać, można do późna posiedzieć, jest oświetlona i nie robi się pusta po zmroku, w pobliżu jest sporo małych restauracji niezbyt wytwornych a właściwie wcale. Ale zawiewa nudą, trochę komercją, po drinku byłoby pewnie ciekawiej. W pobliżu są hotele, więc można tu zostać na noc, na imprezę na plaży nadaje się zdecydowanie, nikogo tu nie zdziwi gromadka nieco zakręconych, głośnych turystów.

Na południowym krańcu widać fragmenty schodów, wiszą metr nad plażą, dolna część chyba wymyta przez fale. Da się tam wejść ale nie każdy się zdecyduje na takie posunięcie, schody strome prowadzą na wzgórze zarośnięte dość suchą roślinnością i drzewami. Pokonanie pierwszego metra brakujących schodów jest wstępem pasującym do dalszej drogi przez wzniesienie. Około 20 minut, strome podejście kawałek na odsapniecie na górze trwający jakieś 200m i strome zejście. Płaski fragment przypomina grackie krajobrazy, murki z kamieni tworzące kaskady na uprawę, ale tu nic nie uprawiają, nie ma też drzew oliwnych, reszta taka pasuje do Grecji. Małpy, ciężko je zauważyć, słychać gdzieniegdzie szelest gnących się gałęzi, po tym dopiero można się zorientować o ich obecności. Nie są rozkapryszone jak te z turystycznych punktów i nie podchodzą.

Zejście chyba gorsze, ślisko, nie jest to karkołomne zadanie ale trzeba uważać i mieć jako taką kondycję. Na dole sieć rybacka między drzewami, małą chatka chyba kokosy sprzedają. Wąwóz w lewo, w prawo kończy się ścieżka w greckim stylu i zaczyna indonezyjski krajobraz. W oddali ta sama Nusa Caningan stopiona z Lembongan którą widać było z Cristal bay, po bokach wzgórza porośnięte roślinnością.

Duże fale, seledynowa woda, biały piasek, szum fal, zero leżaków i mało turystów, jak już to ci bardziej wysportowani szukający wrażeń. Może endorfiny po przejściu przez wzgórze a może faktycznie tak ładnie, seledynowy kolor robi robotę. Fale pomiatają, ciężko wejść jak jest przypływ. Ta plaża ma swój dziki charakter, czuć żywioł oceanu, bryzę i szum fal w zamian za odgłosy turystów, stukających się szklanek z drinkami i zapachów z lokalnych restauracji. Jest dziko, jedynie dobrze widoczna w niedużej oddali Lembongan/ Caningan na horyzoncie nie pasuje do rajskiej dzikiej małej plaży na wyspie otoczonej oceanem. Obie są specyficzne, zależy kto co lubi, albo po prostu w jakim akurat jet nastroju, ja polecam wdrapać się na te schodki na początku ścieżki i potem nie poddawać.
Plaża nie jest szeroko, może 100m ale dość głęboko ciągnie się w głąb. Kończy się po jakiś 80m dalej drzewa, trawa, palmy kokosowe. Wąwóz prowadzi w głąb Penidy, jest długi. To miejsce gdzie można wyciszyć się i poczuć naturę, bez zapasu wody może być ciężko cieszyć się tymi doznaniami, można kupić co najwyżej kokosa i to jak ma się szczęście i ktoś z lokalnych jest jeszcze w tej chatce ze słomianym dachem. Pandan beach jest bardzo ładna, dzika, nie jest zatłoczona, wymaga odwagi żeby wejść do wody i przyzwoitych umiejętności pływackich. Jest stosunkowo łatwo dostępna jak na takie walory i dziki charakter.

Na południowym końcu plaży, zaczyna się wzniesienie – wzgórze tworzące zatokę wraz z tym po drugiej stronie. Jest tam ścieżka stroma, nie uczęszczana zbyt często. Po jakiś 40m w górę zaczynają się duże głazy, widać że ktoś tędy chodzi regularnie choć rzadko. To może być wejście na punkt widokowy na wzgórzu lub przejście do kolejnej plaży, ale nie w japonkach, może następnym razem. To już kolejna wizyta na Pandan beach, za pierwszym razem zachwyciła bardziej teraz też zrobiła wrażenie ale chyba mniejsze, może przez zmęczenie promem z Padang Bai, szukaniem noclegu i upałem z odczuwalną temperaturą 55 stopni, może przez grubasa leżącego na środku – jak on tu wlazł? Do trzech razy sztuka, następnym razem sprawdzę gdzie tam się idzie, stawiam że do następnej plaży, jest chyba nie daleko, na mapie wygląda na podobną ale trochę mniejszą. Tam pewnie jest już pusto całkiem.
Crystal beach i Pandan znajdują się na dwóch różnych biegunach stylu, to dwa różne światy oddalone o 20 minut drogi przez “Grecję”. To jest atut, można spędzić dziki, aktywny ranek, nałykać się słonej wody walcząc z falami, a potem spokojny wieczór przy piwie obserwując zachód słońca nad Lembongan i tą małą wysepką ze schodkami do świątyni.













