Z szerokiej kilkupasmowe trasy został już tylko wąski pasek, nadal jest asfalt ale dziurawy. Wokół pagórki i lasy, po ciemku trudno poznać co tam rośnie, na poboczu leżą białe krowy? …chyba że to efekt księżyca. Gdyby nie dzwonki na szyi można by sądzić że są dzikie.
Wreszcie pierwsze światła z domów, przez otwarte drzwi widać postacie. Cisza i spokój nawet psy leżą leniwie, nieliczni siedzą jeszcze przed domem lub na ganku i palą papierosy. Krowy są białe teraz to widać w świetle lamp i domów, dziwna rasa.
Kertasari to tradycyjna wieś kilka dróg na krzyż na których cały dzień coś się dzieje. Kozy chodzą na łąkę przy namorzynach, krowy skręcają za boiskiem w lewo. Dzieci biegają ze sklepu z lodami, młodzież gra w siatkę przy szkole, starsi bez entuzjazmu chodzą do pracy. Wioska żyje swoim rytmem, słychać śmiechy, muczenie, koguty i meczenie.
Kozy są wszędzie, spacerują swoimi ścieżkami po wsi i przy morzu. Prowadzą półdzikie styl życia podobnie jak krowy nocują tam gdzie im pasuje i robią co chcą. Są też małpy ale one trzymają się z dala wioski, przesiadują na pastwiskach na których pasą się Konie. Do kompletu brakuje tylko świń ale tu się nie jada tego mięsa.
Po zmierzchu słychać dziś już piąte nawoływanie z meczetu, typowa muzułmańska miejscowość. Po nim jest przerwa do 4 rano, ale jeszcze do północy słychać mlaskanie nietoperzy. Sirsaki mają słodki, biały soczysty miąższ i dojrzały na drzewie tuż obok. Cztery godziny spokojnego snu do czwartej bo wtedy jest to pierwsze nawoływanie. Arabski brzmi orientalnie, o tej godzinie powoduje ciarki na plecach. To rozzłaszcza lokalne psy, pobudzone biegają i gryzą chyba cały czas jednego z nich, po kilku dniach można po pisku rozpoznać którego. Świta koło szóstej i to jest ulubiony czas kogutów. Miały być dwie noce ale cztery to minimum aby nacieszyć się nowymi doznaniami.
Kertasari leży przy oceanie, namorzynowy las tuż przy niej i piękne plaże kilkaset metrów dalej. Na ulicach toczy się zwykłe, nudne dla lokalnych i ciekawe dla odwiedzających wiejskie życie. Mieszkańcy wyglądają na szczęśliwych mimo codziennych obowiązków i dość trudnych warunków. Duże drewniane domy lub biedniejsze bambusowe, zawsze na palach uniesione na metr lub nawet dwa, nie ze względu na podtopienia, dla zdrowia ciała i ducha. Pod domem powinna być przestrzeń, przewiew takie są tu reguły. Życie toczy się bez pośpiechu, rybacy na małych łódkach coś dłubią, rolnicy pracują na polach, jest też garstka urzędników i nauczycieli. Część z nich prowadzi sklepy, wieczorami młodzież siedzi po turecku w nadmorskiej restauracji przy oceanie lub przesiaduje na murku przy morzu. Wtedy na uliczki wyjeżdża oświetlony kolorowymi światełkami mini autobusik dla dzieciaków. Widać że mają frajdę z przejażdżki mimo że trasę znają już na pamięć.
Ta wioska to dobrą bazą wypadową do pobliskich dzikich plaż. Najbliższa tuż obok wioski ciągnie się na dwa kilometry, widać z niej pobliskie małe wysepki i wulkan Rijanii z Lombok mimo że to daleko. Biały piasek i białe dno w słońcu nadają wodzie turkusowy odcień. W zatoczkach jest płytko, Woda raczej spokojna. Kertasari jest pełne odgłosów życia wsi w stylu musli, może to być interesujące ale na dłuższą metę staje się męczące. Pobyt tu jest niepowtarzalną okazją doświadczenia prawdziwego lokalnego życia i poznania muzułmańskiej tradycji. Lokalni nie mają problemu aby rozmawiać o ich dość charakterystycznej wierze, dobrze wiedzą że są niesprawiedliwie naznaczeni radykalna skrajna odmiana dżihadu, mimo że nie mają z tym nic wspólnego.
- Lokalna zabudowa
- Wybrzeże i plaże